Dwa produkty INGLOT
zupełnie innego rodzaju, jednak oba służące zmatowieniu twarzy. Jeden ma
zapobiegać jej świeceniu, drugi ma pomóc, gdy już się ono pojawi.
Na pierwszy ogień
idzie Matująca baza pod makijaż Mattifying Under Makeup Base INGLOT. Od razu
wyjaśnię, że bazy używałam na tą część twarzy, która tego matowienia wymaga,
czyli nos i czoło.
Punkt pierwszy z
zapewnień producenta: zapewnia długotrwały efekt matowienia. Naprawdę…? A czy 2
godziny to długo? Dokładnie tyle maksymalnie działa to „cudo” w moim przypadku,
czyli właściwie nie przynosi żadnego efektu. Praktycznie zmatowienie widoczne
jest tuż po aplikacji i na świeżym makijażu. Mam cerę mieszaną i ta nowa baza w
ofercie Inglota wzbudzała pewne nadzieje na złagodzenie błyszczenia, zwłaszcza
że na co dzień przebywam w pomieszczeniu, w którym jest suche powietrze, więc –
zwłaszcza zimą – problem ten się nasila. Niestety „długotrwały” jest pojęciem
względnym…
Dwa: optycznie
wygładza zmarszczki i niweluje drobne niedoskonałości skóry. Faktycznie
odrobinę wygładza skórę, w dotyku jest ona gładsza, baza pozostawia skórę
bardziej aksamitną.
Obietnica trzecia:
absorbuje sebum nie wysuszając skóry. Absorbuje, a i owszem, ale tylko na
początku – zaraz po aplikacji skóra staje się idealnie matowa, szkoda tylko że
na tak krótko (ale np. do sesji fotograficznych się nada). Faktycznie, nie zauważyłam,
żeby kosmetyk ten wysuszał skórę.
Wreszcie: przedłuża
trwałość makijażu. Hmmm. Mam dziwne wrażenie, że podkład źle się na niej
rozprowadza. Rozsmarowując go po bazie, na powierzchni skóry tworzą się smugi,
jakby te produkty w ogóle się nie łączyły, zaś podkład (Kanebo Sensai) jest
akurat bardzo dobrej jakości. Tworzy to niestety efekt maski. Jak już jakoś uda
się go rozprowadzić, samo przedłużenie jego obecności na skórze w wyniku
zastosowania Mattifying Under Makeup Base nie jest znaczne.
Plus za fakt, iż jest to
produkt hipoalergiczny. Minus za cenę – 45 zł/30 ml za brak zdecydowanych
efektów to jednak nie do końca trafiona inwestycja :/
Jest jednak coś, co
nas uratuje, zarówno po użyciu bazy, jak i bez niej (co w praktyce nie jest
znaczną różnicą), a są to Bibułki matujące z tej samej firmy. Ten produkt jest
z kolei świetny!!! Idealnie wchłania nadmiar sebum nie niszcząc przy tym
makijażu. Chusteczki nie są tandetne i wykonane ze zwykłego papieru, ale bardzo delikatne
i po ich lekkim przyciśnięciu do twarzy zbierają wszystko, co się błyszczy ;)
Uwielbiam i polecam! Jedynym ich minusem jest ilość tj. 50 szt. w stosunku do
ceny, czyli 22 zł.
A czy Wy znacie i
możecie polecić dobrą bazę długotrwale matującą?
MARcelina :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz