poniedziałek, 24 listopada 2014

Matująca baza pod makijaż kontra bibułki matujące – Inglotowy kit i hit

Dwa produkty INGLOT zupełnie innego rodzaju, jednak oba służące zmatowieniu twarzy. Jeden ma zapobiegać jej świeceniu, drugi ma pomóc, gdy już się ono pojawi.




Na pierwszy ogień idzie Matująca baza pod makijaż Mattifying Under Makeup Base INGLOT. Od razu wyjaśnię, że bazy używałam na tą część twarzy, która tego matowienia wymaga, czyli nos i czoło.


Punkt pierwszy z zapewnień producenta: zapewnia długotrwały efekt matowienia. Naprawdę…? A czy 2 godziny to długo? Dokładnie tyle maksymalnie działa to „cudo” w moim przypadku, czyli właściwie nie przynosi żadnego efektu. Praktycznie zmatowienie widoczne jest tuż po aplikacji i na świeżym makijażu. Mam cerę mieszaną i ta nowa baza w ofercie Inglota wzbudzała pewne nadzieje na złagodzenie błyszczenia, zwłaszcza że na co dzień przebywam w pomieszczeniu, w którym jest suche powietrze, więc – zwłaszcza zimą – problem ten się nasila. Niestety „długotrwały” jest pojęciem względnym…

Dwa: optycznie wygładza zmarszczki i niweluje drobne niedoskonałości skóry. Faktycznie odrobinę wygładza skórę, w dotyku jest ona gładsza, baza pozostawia skórę bardziej aksamitną.

Obietnica trzecia: absorbuje sebum nie wysuszając skóry. Absorbuje, a i owszem, ale tylko na początku – zaraz po aplikacji skóra staje się idealnie matowa, szkoda tylko że na tak krótko (ale np. do sesji fotograficznych się nada). Faktycznie, nie zauważyłam, żeby kosmetyk ten wysuszał skórę.

Wreszcie: przedłuża trwałość makijażu. Hmmm. Mam dziwne wrażenie, że podkład źle się na niej rozprowadza. Rozsmarowując go po bazie, na powierzchni skóry tworzą się smugi, jakby te produkty w ogóle się nie łączyły, zaś podkład (Kanebo Sensai) jest akurat bardzo dobrej jakości. Tworzy to niestety efekt maski. Jak już jakoś uda się go rozprowadzić, samo przedłużenie jego obecności na skórze w wyniku zastosowania Mattifying Under Makeup Base nie jest znaczne.

Plus za fakt, iż jest to produkt hipoalergiczny. Minus za cenę – 45 zł/30 ml za brak zdecydowanych efektów to jednak nie do końca trafiona inwestycja :/


Jest jednak coś, co nas uratuje, zarówno po użyciu bazy, jak i bez niej (co w praktyce nie jest znaczną różnicą), a są to Bibułki matujące z tej samej firmy. Ten produkt jest z kolei świetny!!! Idealnie wchłania nadmiar sebum nie niszcząc przy tym makijażu. Chusteczki nie są tandetne i wykonane ze zwykłego papieru, ale bardzo delikatne i po ich lekkim przyciśnięciu do twarzy zbierają wszystko, co się błyszczy ;) Uwielbiam i polecam! Jedynym ich minusem jest ilość tj. 50 szt. w stosunku do ceny, czyli 22 zł.

A czy Wy znacie i możecie polecić dobrą bazę długotrwale matującą?
MARcelina :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz